Tuż przed kwarantanną wpadłem na pomysł dwóch mini-reportaży. Miały one zaprezentować Wam sylwetki trzech naszych wychowanków, którzy niemal codziennie wychodzili trenować w malborskich klubach sportowych. Wirus trochę pokrzyżował mi plany, bo póki co odwiedziłem tylko Kubę, który w „Rzemieślniku” ćwiczył podnoszenie ciężarów. Wizyta była bardzo ciekawa, jednak miałem problemy techniczne z aparatem i…nie zrobiłem żadnego zdjęcia. Na drugą wizytę, by uzupełnić tekst o fotogalerię było już za późno (nadrobiliśmy jednak w naszej ośrodkowej siłowni). Podobnie sprawa wyglądała w przypadku moich planów przyjrzenia się z bliska Adamowi i Dawidowi grających w drużynie juniorskiej „Pomezanii”. Nie czekając na zakończenie epidemii – próbując urozmaicić Wam trochę ten czas – pierwszy tekst publikuję już teraz.
Kuba w Ośrodku jest już trzeci rok. Dwa pierwsze – jak sam określa – były na „ogarnięcie się i znalezienie własnej drogi”. Szybko się denerwował, przez co często łapał złe oceny i wdawał się w niepotrzebne zatargi. Zdążył się jednak wyciszyć, przemyśleć swoje zachowanie i odkryć pasję, która potrafi go pochłonąć.
Od początku obecnego roku szkolnego Kuba zaczął chodzić na treningi do MKS „Rzemieślnik” Malbork, gdzie pod okiem profesjonalistów ćwiczył podnoszenie ciężarów. Wiedziałem, że mój kolega z gr. IV codziennie samodzielnie opuszcza Ośrodek i trenuje, ale nie sądziłem, jak dużo wyrzeczeń go to kosztuje. Dyrektor umożliwił mu udział w zajęciach „Rzemieślnika” pod warunkiem, że nie będzie zaniedbywał przez to swoich obowiązków. Po obiedzie, kiedy inni wychowankowie aktywnie bądź biernie odpoczywają, on musi odrobić lekcje i powtórzyć materiał na następny dzień, bo o 17, kiedy inni siadają do prac zadanych przez nauczycieli, on wychodzi. Po powrocie z treningu je kolację, robi swój dyżur i przed snem często uczy się do sprawdzianów i klasówek. Nie jest mu łatwo przy tak napiętym grafiku, ale wie, że nie może sobie pozwolić na złe stopnie, bo straci to, co kocha.
Długo zastanawiałem się, co może być przyjemnego w przerzucaniu kilogramów, podrzucaniu sztangi czy machaniu hantlami i co tak bardzo motywuje Kubę do wielu wyrzeczeń. Już trasa na trening trochę rozjaśniła mi w głowie, kiedy nasz bohater zaczął opowiadać o nowych ćwiczeniach, kolejnych osobistych rekordach, które pokonuje i kolegach, z którymi rywalizuje. Sama sala treningowa nie była oszałamiająca, a sprzęt trudno było nazwać nowym, ale podejście trenerów, rozmowy z kolegami i uśmiech Kuby pokazywały, że jest w swoim żywiole. Już sama rozgrzewka z pompkami, przysiadami, podskokami i rozciąganiem byłaby dla mnie trudna do zrobienia, ale prawdziwe czary zaczęły się później.
Kuba – chłopak niewiele ode mnie większy – podczas martwego ciągu, przysiadów ze sztangą czy wyciskania przerzucał sztangi z tyloma talerzami, że nie zdążyłem ich zliczać. A gdy raz na jakiś czas prosił mnie, żebym przyniósł mu jedno czy drugie obciążenie, to już przez samą drogę pot wyskakiwał mi na czole. Kuba tylko się śmiał, zachęcając mnie, żebym spróbował z całym obciążeniem. Po treningu nasz bohater cały mokry, ale z uśmiechem na ustach poszedł pod prysznic. Gdy już nikogo nie było, spróbowałem podnieść jego sztangę i…pewnie się domyślacie, jak to się skończyło.
Może i ciężary nigdy nie porwą mnie tak, jak piłka nożna, ale patrząc na Kubę, jego zaangażowanie i przyjemność, jaką sprawia mu ten sport, rywalizacja i budowanie własnej sylwetki, myślę, że on myśli to samo porównując swój sport z innymi. Cieszę się z wizyty w MKS „Rzemieślnik”, bo nie dość, że poznałem inną dyscyplinę, zobaczyłem pasję mojego kolegi i widziałem ciekawy trening, to jeszcze poznałem świetnych ludzi, z którymi Kuba na co dzień trenuje. Trzymam kciuki za sukcesy mojego kolegi! Może kiedyś spotkamy się na jakiejś gali mistrzów sportu.
K. Matthäus (MOW News)